Insalata Caprese to włoska nazwa znanej wszystkim i lubianej sałatki z sera mozzarella i pomidorów. „Danie o nazwie caprese opanowało globalistycznie cały świat. Znajdziemy je w każdej restauracji polskiej, włoskiej, czeskiej, hiszpańskiej czy kanadyjskiej. Wszędzie można zjeść tę sałatę, choć oczywiście nie wszędzie jeść ją warto. Właściwie w większości miejsc nie powinniśmy jej nawet zamawiać, bo poza najlepszymi włoskimi restauracjami prawie na pewno będziemy rozczarowani.” – pisze Magda Gessler. „Taki hamulec ręczny warto sobie zaciągnąć szczególnie w restauracjach bez konkretnej orientacji czy kulinarnego kierunku, choć wiem skądinąd, że to właśnie w takich miejscach większość klientów zamawia caprese. Wiemy, że to danie mało kaloryczne i liczymy na to, że jakoś je przeżyjemy, że najgorsze nie będzie, w końcu to tylko sałata. Nasz radosny optymizm jednak daleki jest w takich sytuacjach od realizmu, a to, co ląduje w końcu przed nami, z prawdziwym caprese nie ma nic wspólnego poza nazwą.”
Najsłodsze pomidory, najświeższa mozzarella
Insalata caprese najsmaczniejsza jest latem i wczesną jesienią, gdy są dostępne pyszne, słodkie, dojrzałe w słońcu pomidory. Dodatek świeżej, rosnącej w gruncie bazylii również wpływa na pełnię smaku, a i mozzarella musi być porządna. Najlepsza byłaby mozzarella di buffala – wytworzona z mleka bawolic. Ale ten ser nie zawsze jest dostępny w polskich sklepach. Zadbajmy więc o to, aby zanurzona w płynie kulka mozzarelli była świeża i pochodziła od sprawdzonego producenta. Nie musi być z tych najdroższych, choć tu nie warto oszczędzać. Tylko bowiem z produktów najwyższej jakości może powstać doskonała insalata caprese.
„Ubolewam nad tym, że danie, które potrafi być jedną z najpyszniejszych na świecie przystawek, zrobiło się tak pospolite, tak wulgarne, tak typowe. Kiepskie pomidory i olej, suszona bazylia i coś białego, co ma udawać mozzarellę, to widok tyle smutny, ile powszechny. Nawet w miejscach, które nie muszą wstydzić się jakości produktów, rzadko kiedy dowiemy się, co to za mozzarella, skąd pochodzi, z jakiego mleka powstała.” (źródło)
Soczyste, dojrzałe w słońcu pomidory, świeżo zerwane liście bazylii i najświeższa na świecie mozzarella to jedyny sposób na to, żeby insalata caprese była czymś więcej niż pospolitą przystawką, znaną z podrzędnych restauracji. Sałatka caprese jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dań kuchni neapolitańskiej. Jej nazwa pochodzi od wyspy Capri. Serwowana jest w charakterze przystawki, a jej składniki dobrane zostały tak, by odwzorowywać kolory flagi Włoch: biała mozzarella, czerwony pomidor i zielona bazylia. To nie jedyne tak patriotyczne danie, dokładnie tak samo jest w przypadku pizzy margherita (również Neapolitanki z pochodzenia).
Boska sałatka z wyspy Capri
Skoro więc Capri jest źródłem i inspiracją dla sałatki z mozzarelli, tam kucharze powinni przygotowywać jej najdoskonalszą wersję, prawda? Gdy więc pojawiła się możliwość wyjazdu do Italii i odwiedzenia między innymi pięknej wyspy Capri, zdecydowaliśmy się od razu. W głębi duszy miałam nadzieję na spróbowanie „prawdziwej” sałatki z pomidorów i mozzarelli, pochodzącej wprost z miejsca, w którym powstała. Bowiem plasterki pomidora i sera jadaliśmy wielokrotnie, zawsze jednak pozostawała obawa, że może nie tak powinna smakować insalata caprese. Nie tak – ale jak? Postanowiliśmy sprawdzić u źródła. Cóż więc zamówiliśmy w lokalnej restauracji? Nietrudno się domyślić! Nareszcie spróbujemy i dowiemy się, jak jest przyprawiona, jak smakuje prawdziwa sałatka z mozzarelli. Hurra!
Wyspa Capri – widok z Neapolu
Wpływamy do portu na wyspie
Port widziany z górujących nad nim skał
Capri to bardzo piękne miejsce, choć położone w cieniu groźnego wulkanu – Wezuwiusza.
Wyspa szczęśliwości, raj na ziemi – przynajmniej dla turystów. Jeździliśmy, pływaliśmy, chodziliśmy, zwiedzaliśmy i bardzo nam się podobało, chętnie wrócimy w to miejsce. Kiedy nadszedł czas posiłku, w restauracji na przystawkę zamówiliśmy ulubioną sałatkę. Marzyłam o tym, że wreszcie dowiem się, jak powinna smakować. I co? I nic! Okazało się, że najważniejsze dla smaku są główne składniki – dojrzały pomidor, świeża mozzarella (nie wiem nawet, czy podano nam bawolą), pachnąca bazylia. Trzy kolory włoskiej flagi. Reszta została podana na tacy i pozwalała doprawić sałatkę dowolnie – jak kto lubi. Wystarczy sól, pieprz, oliwa, balsamico – i to już wszystko, więcej nie trzeba. Zjedliśmy ze smakiem. Na deser podano torta della nonna, ale to już zupełnie inna opowieść…
Insalata Caprese – składniki dla 1 osoby:
- duży dojrzały pomidor
- kulka mozzarelli w zalewie, ideałem jest ser z bawolego mleka (ale lepiej kupić świeży serek krowi, niż stary bawoli, pamiętaj!)
- kilka listków świeżej bazylii
- oliwa dobrej jakości, tłoczona na zimno
- świeżo mielony pieprz
- sól
- opcjonalnie ocet balsamico lub krem balsamico
Insalata Caprese – przygotowanie:
- Jeśli pomidor ma delikatną skórkę, nie trzeba go obierać, ale ja obieram zawsze – nie lubię pomidorowych skórek.
- Pomidora pokrój w plasterki, podobnie potraktuj kulkę mozzarelli. Bazylię pokrój w paski.
- Na talerzu układaj na przemian plasterki pomidora i mozzarelli, posyp paskami bazylii.
- Przypraw sałatkę tak, jak lubisz. Ja zwykle skrapiam dość obficie oliwą, oprószam pieprzem (albo nie), posypuję niewielką ilością kwiatu soli (fleur de sel), a czasem nie solę wcale. Całość oszczędnie skrapiam kremem balsamico.
- Insalata Caprese zjadamy ze świeżym pieczywem, dzięki któremu łatwo można wymuskać oliwę z talerza. Smacznego!
Do przyprawiania najchętniej używam kwiatu soli oraz gęstego kremu balsamico. I oczywiście najdoskonalszej oliwy!
Przepis dołączam do akcji:
Pyszności, prawda? Po inne przepisy na słynne sałatki sięgnij tutaj:
Salatka cudna, moja ulubiona. Szkoda, ze dzis zrobilam sobie post tzn tylko woda ciepla zimna, i ciepla i pojde na basen i zrobie sobie saune. Ale potem czyli po poscie zrobie salatke i zjem. Fajny pomysl z kremem balsamico 🙂 Nie wiedzialam , ze nazywa sie Capri.
Ladne zdjecia Italii. Zrobilabym sobie chetnie cieply urlop.
O, ja też chętnie zrobiłabym sobie urlop, najlepiej na południu Włoch. Marzenia…
I ja dziś przez cały dzień miałam post, ale połowiczny, bo piłam tylko wodę, sok pomidorowy i maślankę. Taki jednodniowy post płynny, polecany raz w tygodniu. Pomysł pochodzi z Ajurwedy. I czuję się świetnie!