Co roku wczesną jesienią gotuję leczo. Dlaczego właśnie wczesną jesienią? Bo wtedy mam dostęp do wspaniałej, kipiącej aromatem i smakiem gruntowej papryki. Od lat kupuję ją zawsze od tego samego sprzedawcy, który jest równocześnie producentem. Papryka jest wspaniała, aromatyczna i pełna słodyczy, charakterystycznej dla dojrzewających w słońcu owoców i warzyw. W każdy piątek kupuję mniej więcej 5 kilogramów, nie mogę się oprzeć! A potem, w sobotę i niedzielę, walczę z jej przetworzeniem. Zrobiłam dotychczas między innymi sos włoski, wielowarzywną kiszonkę, sos słodko-kwaśny. Używam też papryki do przygotowania potraw na bieżąco, na przykład w placku benedyktynów czy ratatouille. Teraz przyszła pora na węgierskie leczo.
Czy do węgierskiego leczo dodaje się tak popularną u nas cukinię?
Prawdziwe węgierskie leczo powstaje tylko z papryki, pomidorów, cebuli i tłuszczu. Nie zawiera pieczarek, cukinii czy innych dodatków, nawet kiełbasa nie należy do tradycyjnych składników. Pyszne danie o węgierskim rodowodzie przygotowuję od wielu lat, odkąd na polskim rynku pojawiła się w ciągłej sprzedaży świeża papryka. Mniej więcej w tym czasie kupiłam swoją pierwszą – poza „Kuchnią polską”, którą dostałam od mamy – książkę kucharską. Książkę rewelacyjną i niezwykle inspirującą, choć zupełnie pozbawioną ilustracji. Nie ma w niej ani jednego zdjęcia, trzeba uruchomić wyobraźnię, czytając przepisy.
Książka „Potrawy z różnych stron świata” – bo o niej mowa – ukazała się w 1986 roku, a było to już V wydanie! Opatrzono ją adnotacją o następującej treści: W książce znajdują się przepisy na oryginalne potrawy z różnych – europejskich i pozaeuropejskich – krajów świata.. Ma ona na celu udostępnienie polskim gospodyniom licznych przepisów na nieznane, często egzotyczne potrawy, które urozmaicą codzienne lub wystawniejsze menu. Ministerstwo Oświaty i Wychowania – pismem OP3-633-5/74 z dnia 3.05.1974 r. – zaleciło książkę do bibliotek szkół średnich.
Potrawy z różnych stron świata
W książce – artykuły spożywcze w Polsce Ludowej nieznane lub niemal niezdobywalne. Przyprawa curry, ananas, mączka kokosowa, anchois, oliwki i kapary, kuskus, ciecierzyca, dorada, migdały, krewetki, langusty, grejpfruty, czy nawet zwyczajny sok pomarańczowy. Kto by w tamtych czasach chciał zużyć banany do śniadaniowych placków, a pomarańcze na dżem? Takie rarytasy jadało się rzadko, dzieląc sprawiedliwie między wszystkich członków rodziny. Siermiężna książeczka oferowała powiew luksusu i wzbudzała tęsknotę do podróży w odległe strony. I czy dziś ktokolwiek wpadłby na pomysł, że „stek z serem na grzankach” to zwyczajny cheese-burger???
A jednak – ta właśnie książka inspirowała mnie do eksperymentów kulinarnych. Brakujące produkty zastępowało się innymi, podobnymi i łatwiej dostępnymi. Kto miał ogród, mógł próbować uprawy rzadkich jeszcze wtedy warzyw. I właśnie w owym czasie, gdy tylko pojawiła się w sprzedaży świeża papryka – zaczęłam przyrządzać węgierskie leczo. Przepis z książki przytoczę dosłownie (w nawiasach – moje współczesne zmiany).
Leczo węgierskie z papryki – skład
- 1 kg strąków zielonej papryki (moja pani ogrodniczka ma w sprzedaży głównie papryki czerwone, więc takich właśnie używam – potrawa jest dzięki temu delikatniejsza w smaku)
- 750 g pomidorów
- 3 cebule (używam dużych cebul)
- 2 łyżki smalcu (używam tłuszczu kokosowego rafinowanego, bez zapachu kokosa)
- 30 g wędzonej słoniny lub boczku (ten dodatek najczęściej pomijam zupełnie, a odpowiedni aromat uzyskuję przez dodanie wędzonej słodkiej papryki, czasem dodaję też podsmażone kosteczki wędzonego tofu)
- łyżka zmielonej papryki (tu właśnie używam wędzonej i odrobinę zwykłej słodkiej)
- 2 łyżeczki soli
Przygotowanie jest bardzo proste
- Pomidory umyć, sparzyć, obrać ze skórki i pokrajać na ćwiartki (a duże – na odpowiednio więcej cząstek).
- Strąki papryki dobrze wymyć, oczyścić z pestek, usunąć zgrubienia i pokrajać wzdłuż na 6 części (miałam duże i pękate papryki, więc podzieliłam je na więcej części – zwykle 12-16).
- Cebulę pokroić w piórka lub półplasterki, przesmażyć na tłuszczu, ewentualnie dodać pokrajaną w kostkę wędzoną słoninę (można użyć wędzonego tofu) i jeszcze chwilę podsmażyć.
- Dodać pokrojone pomidory i paprykę, dusić do miękkości. Przyprawić solą i papryką w proszku.
Leczo do słoików na zimę – super przetwory!
W książce wyczytałam również, że tak przygotowane leczo można zamknąć w słoikach na zimę. I od wielu już lat korzystam z tej możliwości. Dlatego zawsze podwajam, a nawet potrajam proporcje składników. Małą część gotowego leczo zjadamy z pieczywem – sosu jest tak dużo, że dodatek chleba staje się niemal niezbędny. Resztę – czyli zdecydowaną większość – zamykam w litrowych słojach jako wspomnienie lata na zimę. Pasteryzuję trzykrotnie, za każdym razem po 20 minut. Dopiero gdy mam w spiżarni kilka słoików gotowego leczo, czuję się naprawdę bezpiecznie 🙂
A dlaczego leczo PRAWIE tradycyjne? Bo zamiast smalcu używam oleju kokosowego, a w miejsce słoniny wrzucam kostki wędzonego tofu (choć niekoniecznie). Mimo to leczo nic nie traci ze swojego smaku i aromatu. Pachnie i smakuje wspaniale. Jestem tego pewna, ponieważ na przestrzeni lat próbowałam obu wersji – i tej ze słoniną, i tej bez. Za każdym razem smak prawdziwego węgierskiego leczo jest zniewalający! A wersję bez słoniny łatwiej zamknąć w słoiku, lepiej się przechowuje. Zresztą po otwarciu słoja zawsze można dodać do paprykowego gulaszu wędzonkę, kiełbaskę, parówkę.
Poznaj smak prawdziwych Węgier. Smacznego!
Przepis na prawie tradycyjne leczo dodaję do następujących akcji:Inne pyszności z papryki oraz z papryką, które prawie każdego roku zamykam w słoikach, znajdziesz poniżej. Wszystkie warte wypróbowania – więc próbuj do woli. A ja życzę Ci smacznego!