Kiszony kalafior pokazywałam wcześniej w tym wpisie. Jest to jedno z pierwszych warzyw, które kisiłam już kilka lat temu, wcześniej były tylko tradycyjne ogórki małosolne oraz kiszone i kapusta kiszona w dużej beczce. A tymczasem kiszony kalafior jest pyszny, zawsze się udaje i długo przechowuje, rok na pewno, a nawet dwa lata (znalazłam właśnie słoiczek w zakamarkach spiżarni i kalafior nadal jest ok)! Ogłaszam więc kalafiora królem kiszonek! Żadna kapusta i żadne ogórki nie wytrzymają takiej próby czasu. Nie wymaga przy tym jakichś specjalnych zabiegów – to jedna z najłatwiejszych i najprostszych kiszonek. Jest gotowy do spożycia po 2-4 tygodniach, zależnie od temperatury otoczenia, ale można kisić go znacznie dłużej. Najpierw jest to kalafior “małosolny” – chrupiący, lekko tylko ukiszony, przez co niezbyt kwaśny. Wraz z upływem czasu nabiera mocy. Staje się stopniowo coraz bardziej miękki (choć nigdy, nawet po 2 latach, nie staje się “papciowaty”, mazisty i rozlazły – no chyba, że jest przechemizowany, co może się niestety zdarzyć – ja szczęśliwie nie trafiłam na takiego kalafiora) i kwaśny.
Czy kalafior musi być eko?

Kiszony kalafior – dodatki



Kiszony kalafior – skład
- kalafior umyty i podzielony na mniejsze różyczki
- kawałek korzenia chrzanu, pokrojony w plasterki (jeśli chrzanu brak, można zrobić kiszony kalafior i bez niego)
- 2-3 ząbki czosnku, obrane i pokrojone w plasterki
- ulubione przyprawy, u mnie tym razem ziele angielskie
- niejodowana sól kamienna z Kłodawy
- woda (może być prosto z kranu, bo będzie gotowana)
- opcjonalnie: kurkuma, spirulina, nieduży surowy burak
Różyczki kalafiora i wszystkie przyprawy ułożyłam w słojach. Zalałam gorącą solanką w proporcji 1 łyżka soli (30 g) na 1 litr wody. Słoje zamknęłam i pozostawiłam na kuchennym blacie na jakieś 2 tygodnie, a następnie przeniosłam do chłodnej spiżarni, gdzie kiszony kalafior może stać długo, bardzo długo!

Gotowy kiszony kalafior dobrze smakuje wydobyty wprost ze słoika, ale to również świetna baza do sałatek – warzywnych, z jajkami, serem, surimi, wędliną – z sosem majonezowym lub jogurtowym, o czym wspominałam na przykład tutaj.
Kiszony kalafior – wnioski po degustacji
Po pierwszej degustacji kolorowych kiszonych kalafiorów doszłam do następujących wniosków:
- Mam wrażenie, że dodatek kurkumy nieco zmiękczył kalafiora, ale może to przypadkowa zbieżność. Będę kontynuować doświadczenia, dzieląc kalafiora na dwie części i każdą kisząc inaczej – część z kurkumą, a część bez niej.
- Spirulina nie zabarwiła kalafiora zbyt intensywnie, za to zalewa jest bardzo zielona. Może jeszcze zmieni się to z czasem.
- Zaróżowiony od buraka kalafior wygląda dość atrakcyjnie i jest chyba nieco słodszy od pozostałych wariantów – burak oddał mu część swojego słodkiego smaku.
- Najbardziej jednak podoba mi się i smakuje “zwyczajny” biały kalafior – wygląda szlachetnie i prawdziwie. Nie żałuję jednak przygody z kolorami – kiszenie to nieustanne próbowanie i doświadczanie. I to właśnie jest fajne.
Ze względu na użycie aromatycznych przypraw w kiszonce z kalafiora – dodaję go do akcji:
A jak to się dzieje z zakręcanymi słoikami?
W trakcie kiszenia nie rośnie ciśnienie wewnątrz?
Czy po zalaniu wrzątkiem od razu trzeba zakręcić, czy dopiero po 2 tygodniach?
Z góry dziękuję za pomoc 🙂
Wszystkie słoiki, czy te zamykane na klamrę, czy też zakręcane – zamykam od razu, jeszcze gorące. Wewnątrz z pewnością wzrasta ciśnienie, ale żaden znany mi słoik nie jest na tyle szczelny, żeby jego nadmiaru nie wypuszczał. W związku z tym zdarza się niekiedy, że trochę solanki zostaje wypchnięte podczas burzliwej fermentacji, dlatego na wszelki wypadek stawiam słoje na jakiejś tacy.
Życzę powodzenia w kiszeniu nie tylko kalafiorów 🙂
Znalazłam odpowiedź na pytanie, czy można ukisić brokuł (i jak się do tego zabrać). A kalafiora też upcham kilka różyczek do słoika, bo mi takie resztki pozostawały. Okraszę rzodkiewką.
W sumie takie kiszenie to jest też niezła metoda na porządki w lodówce 🙂
Tak! Oczywiście najlepiej kiszą się warzywa (i owoce) sezonowe, ale jeśli trafią Ci się dobre, nie chemiczne produkty, to można kisić o każdej porze roku i wszystko 🙂 A kiszona rzodkiewka jest przepyszna!
ZAlewanie goracą woda to nie zadne kiszenie. To poprostu proces konserwacji…zalewanie zimną to kiszenie
Dedi, spróbuj zalać raz gorącą solanką, a przekonasz się, że to też kiszenie. Procesy fermentacji mlekowej przebiegają bez zarzutu, a gorąca solanka unieszkodliwia wiele niepotrzebnych mikroorganizmów, które czasem mogą zakłócić proces kiszenia i skierować go na niepożądane tory. Bakterie kwasu mlekowego w tych warunkach z łatwością przejmują dominację we wnętrzu słoika 🙂